Miodowo
Maili Saba Camp położone
jest na wzgórzu, z którego widok rozprzestrzenia się na krater wulkanu. W jego skład
wchodzą „bandy”, czyli namioty wzmocnione o dach ze strzechy z domurowaną
łazieneczką. Woda (ciepła) i elektryczność obecne. Łóżko jest ustawione tak,
aby obie w nim osoby mogły jednocześnie z niego podziwiać widok. Bandy natomiast są
położone tak, aby żadna z nich nie wchodziła sobie w drogę (czyli nie trzeba
przechodzić pod czyimś nosem, by się dostać do siebie). Przed bandami są
tarasiki, dwa krzesła i stół. Bandy są wyposażone we wszystko, czego dusza może
sobie zapragnąć a już podczas kolacji, wytrenowane panie wkładają pod poduszki termofory.
Ponieważ cały kompleks położony na ponad 2.000m n.p.m., owadów i komarów brak,
czyli można spać spokojnie bez moskitiery. A to też istotne.
W głównej bandzie jest Internet
(nie chodzi o fb, tylko o dostanie się do konta bankowego lub o załatwianie
biletów – powoli zaczynamy załatwiać Ugandę), restauracja (lunch i kolacja
trzydaniowa), sklepik, recepcja, bar. Można zamówić południowo-afrykańskie
czerwone wino. Bardzo dobre. Popołudniu organizowany jest spacer po wulkanie. W ogrodzie jest
basen oraz huśtawki. Dwa paleniska, jedno wewnętrzne, drugie zewnętrzne.
To miejsce mnie zauroczyło.
Nie tyle cisza i spokój, co dobry gust i pomysłowość. Zostało założone przez
Holendrów a część zysków idzie (ponoć) na sieroty. Mogłabym tam spędzić tydzień
pijąc wino leząc na łóżku i z niego patrzyć się w przyrodę. Od czasu do czasu,
biorąc gorący prysznic i przemieszczając się do głównego holu, by dać sobie
przynieść jedzenie, skorzystać z netu i dogrzać się przy palenisku.
A pozytywna odpowiedź od
wydawcy dotycząca mojego drugiego projektu książkowego uskrzydliła mnie tylko jeszcze
bardziej J
Tak spędziliśmy kolejną,
miodową, dobę. To nie jest kryptoreklama, to „tylko” był jeden z
najszczęśliwszych momentów mojego życia, dzień dobrych wiadomości, w którym
miałam wszystko, co dla mnie ważne.
Commentaires
Enregistrer un commentaire