Inaczej

Tak więc tydzień był ciekawy. Ostatnie cztery dni spędziłam sama, na Ibizie. Tuż przed wyjazdem, zgubiłam kartę bankomatową i łapałam hydraulika, który, mimo tego że jest bardzo uprzejma osoba, jest trudny do złapania. Kibel się zatkał. Ciężko było. Każdą wolną chwilę poświęcałam dziecku i pracy. W sobotę wsiadłam w samolot, który mnie zabrał na Baleary. Chodziło o to by było blisko (= ta sama strefa czadowa), tanio, słonecznie i najlepiej obco. Reszta mi była obojętna. W programie słodkie lenistwo. Na Ibizie, zwyczaje ciekawe: imprezy do późnej nocy, przemieszczanie się po mieście w bikini (łącznie z jazdą na skuterze). Starszyzna również się socjalizuje, a to w basenie, a to przy stole. A tak to ludzie zewsząd, w każdym wieku. Lubiłam przesiadywać w knajpach i patrzeć na ludzi. Cieszą oko nie tylko nieprzyzwoicie drogie jachty ale i małe łódki, świadczące o tym że mniejszym kosztem też można się cieszyć życiem. Zastanawiałam się czy wziąć komputer ale nie zdecydowałam się. Agata powiedziała, bym sobie pozwoliła na nic nie robienie. Wzięłam za to pięć książek i czytanie w basenie okazało się świetnym kompromisem J
Tak się przyzwyczaiłam do tych nagich tyłków
, że gdy po trzech dniach zobaczyłam panią w sukience to się przestraszyłam i nawet żal mi się jej zrobiło, że gorąco jej musi być...
Suma summarum, ten wyjazd to takie
- o jakże istotne - zerwanie z codzienną rutyną...

No i te dwa słowa: słońce i książki…


Commentaires

Posts les plus consultés de ce blog

pierwsze półrocze

Franio

O motylach i otwieraczach oczu