Z opamiętaniem czy bez ?
Kiedyś myślałam, że żeby napisać książkę, trzeba odbyć ileś tam kursów (kreatywnego) pisania czy też zasięgnąć języka u tych, którzy już coś wydali. Teraz wiem, że żeby wydać książkę, trzeba ją po prostu napisać. Nawet znalezienie wydawcy, w erze samopublikowania się, stało się sprawą drugorzędną.
Uparłam się: z tego projektu będzie książka! Zajęło to bagatela 9 (dziewięć) lat, międzyczasie wyszło 15 (piętnaście) innych moich publikacji (esej, zbiór prac o
wolontariacie, autofikcja oraz 12 opracowań klasyków literatury francuskiej). I to
wszystko w ciągu ostatnich
pięciu lat, przy dwóch ciążach, pięciu miesiącach w Afryce, jednym ślubie, i iluś tam różnych pracach.
A skoro już o statystykach mowa, to
w to lato mija właśnie mój jedenasty rok w
Belgii i dziesiąty od
rozstania z pierwszym mężem. Nie żebym to wydarzenie jakoś szczególnie rozpamiętywała – ale to właśnie ono leży u podstaw „uciekania” w słowo pisane, w twórczość. Nie zapominajmy, pisanie przecież wzięło się
z samotności.
Nigdy nie zwątpiłam w moją twórczość. Nigdy nie padło pytanie „po co?” czy „kogo to przeczyta?” Zrobiłam, bo chciałam i miałam taką potrzebę, a przeczyta ten kto
chce J
O czym? Pada często pytanie. Użyjmy metafory – nagle trzeba się przesiąść z automatycznej skrzyni
biegów na ręczną. Bohaterka zaczyna
sobie zadawać pytania typu:
a dlaczego, a po co, a czy tak musi być, kim jestem, czego chcę ja ? Uprawia, zupełnie niespostrzeżenie, mindfullness – pełną obecność. Chce żyć świadomie, według własnych zasad. O drodze w głąb siebie, o zderzeniu się kilku światów (narzuconego, wyidealizowanego, prawdziwego, zmyślonego itd.), o
odkrywaniu, o dorastaniu. Jest odzwierciedleniem rzeczywistości, w której wszyscy
szukają, mają wątpliwości, walczą.
Napisana po polsku, zaklasyfikowana do gatunku „literatura
kobieca”. I niech będzie kobieca, choć to nic nie znaczy. Ale zresztą to nie istotne. Ważne, że jest. Ważne, że może dotknąć ludzi.
Ważne by żyć, bez opamiętania.
Commentaires
Enregistrer un commentaire