Sielsko anielsko

Od czterech dni, życie jest piękniejsze, słońce parzy, pot ze mnie się leje, ale uwielbiam to, po prostu uwielbiam. Sezon grillowy rozpoczęty (zaliczyliśmy 2 grille w ciągu 3 dni! zdecydowanie za dużo mięsa…), letnie ciuszki wyciągnięte, wszyscy tak jakby spowolnieli. Spędzam dużo czasu na zewnątrz, na świeżym powietrzu, w parkach, ogródkach, nawet na wsi. Można, na przykład, leżeć na leżaku i oprócz zaczytywania się książką, delektować się pięknym ciastkiem udekorowanym kulką lodów i owocami leśnymi, które wygląda jak dzieło sztuki a nie strawa. W środku dnia J

Choć u nas akurat spraw mnóstwo, jak zresztą zwykle. Jutro wyjeżdżamy, na 3 tygodnie, więc trzeba wiele spraw „domknąć”. Nie piszę gdzie, bo to nie ma znaczenia – każda podróż dłuższa niż 2 dni wymaga tego samego. LOGISTYKA. Złapanie chowającego się przede mną hydraulika, zakontraktowania sąsiadki do podlewania roślin i sortowania korespondencji, odstawienia samochodu do znajomych, wyboru książek (padło na Głowińskiego i Bator), bank, lunch z koleżanką, wizyty u teściów, rozchodzenia nowych butów. Spakowania się.
Paszport, oczywiście. Ładowarka. Lekarstwa. Przewodnika brak (oczywiście).


Ze ślubem się posunęliśmy do przodu, ale resztą zajmiemy się po powrocie. Jest dobrze J


Commentaires

Posts les plus consultés de ce blog

pierwsze półrocze

Franio

O motylach i otwieraczach oczu