Dla Elizy – o kawie i gofrach

Dziś poszłam sobie na kawę. I to nie na byle jaką, tylko na „Blue mountain Jamaica”, która jest według Męża najlepszą kawą na świecie. Robił on przez 6 lat w kawie, więc są podstawy by sądzić, że wie o czym mówi J

Kawa była pyszna.

Po kawie kupiłam sobie gofra. W tym kraju gofry są niby na każdym rogu ulicy, ale odkąd przeczytałam tekst Elizy, a było to rok temu, nabrały one dla mnie nowego znaczenia. A raczej możliwość ich zjedzenia w ilości nieprzyzwoitej o każdej porze dnia i nocy.

Eliza jest Francuzką zapoznaną w Islandii podczas jednego z moich wolontariatów. Zamieniła ona swoje małomieszczańskie życie na emigracje w miejsce, w którym na pierwszy rzut oka, absolutnie nic nie ma. Niczego oprócz zimna i dzikiej przyrody. Ale są też zwierzęta, spokój, czyste powietrze, gorące źródła, przestrzeń, pracowici i samowystarczalni ludzie, podejście zadaniowe. No i miłość jest. Parę lat temu, Eliza porzuciła wszystko, by dołączyć do swojego Islandczyka, i przybrać jego styl życia. Poprosiłam ją, by napisała o swojej motywacji, o tym, co ją w Islandii uwiodło, dlaczego chciała tam pojechać i dlaczego tam koniec końców wróciła. Pisała, że czuła się bardziej wyizolowana w dużym mieście, anonimowa w swoim mieszkaniu, pośród innych samotnych i zagubionych ludzi, niż w swojej nowej dolinie, gdzie, choć do najbliższej wioski ma 130 km, zna wszystkich dookoła. Powstał poruszający tekst, którego zakończenie brzmi:

Momentami zabiłabym dla gofra i seansu w kinie, ale przez większość czasu, po prostu się cieszę, że tu jestem.


Ja się cieszę, że dane mi było ją poznać.


Commentaires

Posts les plus consultés de ce blog

pierwsze półrocze

Franio

O motylach i otwieraczach oczu