Festiwale rockowe i śluby gejowskie
Pizza, kino (ostatni
„X-men”), śniadania na mieście, prowadzenie researchu z doskoku, z pozoru sprawowana
kontrola nad tzw. follow-up’em poślubnym (podziękowania, sortowanie zdjęć).
Ślub gejowski też się
trafił, w tygodniową rocznicę naszego.
I chrzest.
Początek lipca to czas
jednego z największych festiwali rockowych w Europie – dla mnie nowość. Jedyne skupiska,
w których uczestniczyłam do tej pory to kongresy kanadianistyczne, festiwale
tańca czy też – raz się trafił – zjazd komunistów pod Paryżem. Jestem pod
wrażeniem organizacji, bo wszystko działa nienagannie, a jednak blisko 90.000
osób, to blisko 90.000 osób.
Na przykład, gdy mi się klapek rozerwał, bez
problemu zakupiłam na miejscu za 10 euro trampki (był tylko jeden model, i na
dodatek w jednym kolorze, więc problemu z wyborem nie było). Ludność jest
zachęcana do sprzątania po sobie (w zamian za zużyte plastikowe butelki czy też
kubeczki można dostać za darmo trunki), atmosfera „dzieci kwiaty”, pogoda do
tej pory fajna, średnia wieku nie najniższa, kuchnie świata, wino australijskie
– żeby nie było.
Wyłaniający się constans z
opisywanego przez ze mnie życia to brak constansu. Każdy mój wpis mógłby się
nazywać „dużo spraw/varia/różne”. Zasypiamy o 3:00 nad ranem albo w ogóle nie śpimy...
Commentaires
Enregistrer un commentaire