Dziewczynka z baniaczkami wody
Kenia. 29/07 br. Głęboka
wieś, tereny zalesione.
Ma na oko 5 lat, może
trochę więcej, może trochę mniej. Jest bardzo słodka. Ogolone włoski na krótko.
Nie ma na sobie niczego prócz za dużej dżinsowej sukieneczki na ramiączka (które
jej nieustannie się zsuwają) i majtek. Obuwia – jakiegokolwiek, choćby
plastikowego – brak.
Z pokorą wykonuje
powierzoną jej misje – otóż dziewczynka ma wrócić do domu z trzema baniaczkami
wody. Spotykamy się przy kranie. Nie umiem powiedzieć ile metrów jest do jej
lepianki. Może 100, może 200, może 500. Nieważne. Wypełnione wodą, baniaczki są
o wiele za ciężkie dla niej. Ponieważ jest ich aż trzy (jeden większy i dwa
mniejsze), ich niesienie jest nieporęczne (zakrętek brak). Próbuje je wszystkie trzy przywiązać do jakiejś
szmaty, ale jej się nie udaje; supeł się rozwiązuje. Połowa wody z baniaczków
się wylewa.
Nie mogąc na to patrzeć,
chcemy jej jakoś pomóc w znalezieniu optymalnego rozwiązania. Próbujemy na
różne sposoby, ale nic sensownego nam nie wychodzi. W końcu biorę baniaczki i niosę je.
Jednakże nasze drogi się rozchodzą. Dziewczynka m u s i sobie dać radę sama.
Nie narzeka, nie płacze, nie marudzi, nie buntuje się. Ciężar (wydawałoby się
życia i baniaczków z wodą) znosi stoicko.
Nie chciałam, by jacyś
dorośli mnie z nią zobaczyli – mogłaby ją za to spotkać kara, że obowiązek
subdelegowała. Nie chciałam też, żeby się od pomocy obcych uzależniła.
Minęło trochę czasu a znów ją
zobaczyłam. Niosła już tylko dwa baniaczki – większy na głowie (jedną ręką go
podtrzymując), a jeden z mniejszych w drugiej.
Dzielna dziewczynka, dała
sobie radę; a może i jakiś dorosły poszedł po rozum do głowy.
I my myślimy, że mamy
problemy.
Nic innego niż „Dziewczynka
z zapałkami” H. C. Andersena nie przychodzi mi na myśl.
Commentaires
Enregistrer un commentaire