O zaufaniu!
Wczoraj córcią z anginą opiekowała się pani A. Pani A. jest osobą ciepłą, historykiem z wykształcenia, krawcową z zamiłowania i panią do sprzątania z zawodu. Poleciła mi ją koleżanka. Córka od razu jej wpadła w ramiona, bo zła mama chciała jej zaadministrować antybiotyk. Podczas studiów, sama opiekowałam się dziećmi francuskich rodzin mieszkających w Warszawie, tudzież pod nią. Nie robiłam tego z pasji do dzieci, pieniądze były OK, no i była okazja do nawiązywania kontaktów, bo nieraz zdarzyło się że potem pracowałam na umowę-zlecenie w firmach ojców dzieci, głównie jako tłumacz/osoba do kontaktów z polskimi kontrahentami. Nie miałam żadnych kwalifikacji do opiekowania się tymi dziećmi, znajomość francuskiego i zdrowy rozsądek (oraz pewnie to że zabierałam dzieci z francuskiej szkoły na basen, ale to było też bardziej na podstawie dyspozycyjności i znajomości językowych niż pedagogicznych osiągnięć) wystarczyło, by ileś tam rodzin mi zaufało. Podkreślam to, bo dziś jestem mamą i do