Szpital i Tasmania
W czwartek zostałam poddana zabiegowi usunięcia dwóch mięśniaków z okolic macicy. Miało być szybko, gładko i przyjemnie, półtorej godziny, jedna noc w szpitalu. Z półtorej godziny zrobił się cały dzień (między pojawieniem się w szpitalu a wybudzeniem się z narkozy ogólnej – na czczo). Nie będę tu epatować leżeniem we własnej krwi czy sikaniem do kaczki, choć brak kontroli nad swoim ciałem zawsze robi wrażenie. Grunt, że nie do końca zdawałam sobie sprawę, z tego co PO operacji: ból brzucha (nacięty w 4 miejscach) i w klatce piersiowej (od wbicia w stół operacyjny), ból przy śmianiu się i kaszlu, niemożności różne – od chodzenia na basen po unikania noszenia różnych ciężarów – takich jak, np., dziecka. Zafundowałam sobie więc, w prawie 5 miesięcy po porodzie, powtórkę z post-partum, tyle że bez hormonów… Ale w sumie nie o tym chciałam. Tylko o dopinaniu spraw, może. Wiem o mięśniakach od 12 lat i nigdy się nie zdecydowałam na ich wycięcie. Dlaczego teraz? Bo jestem ubezpieczona i