Grupa
Gdy wracałam z moich (dalekich) podróży, jedna z najgorszych rzeczy było opowiadanie o nich i post-racjonalizacja. Ludzie, u których, powiedzmy nic specjalnego się nie działo, pokładali wielkie nadzieje w to, że usłyszą coś, co przynajmniej odmieni ich życie. Byli spragnieni pikantnych szczegółów, spodziewając się nie wiadomo czego, nie wiadomo jakiś wspaniałości – podczas gdy ja się po prostu cieszyłam z tego, że nie dałam się zabić, zgwałcić czy też obrabować. Tak też jest w mojej grupie. Ludzie są skromni, zwyczajni. Ale też są wyjątkowi, bo należą do mojej grupy. Nie musisz być piękny, bogaty czy inteligentny, by przynależeć do grupy. Wystarczy sam fakt, że się w tej grupie (przez przypadek) znalazłeś. Nazywają się Mahasen, Kolajo, Boka. Większość z nich to uchodźcy polityczni. Tu są – niestety zabrzmi to okrutnie – nie dość że sami, to na dole drabiny społecznej, a kiedyś, u siebie mieli rodziny i zawody. Sędziowie, prawnicy. Nawet jeśli czasem umieram z