Articles

Affichage des articles du octobre, 2014

Nad oceanem

Image
Po górach, zrobiliśmy sobie trzydniowy wypad nad ocean. Fajnie było zmienić scenerię i odkryć nowe miasto, Durban – aka Hindustan. Nie chodzi o to co w tym Durbanie jest, a czego nie ma, tylko znów – o nasze przeżywanie miasta. Oczywiście było za zimno na kąpiel w wodzie, i żadne z nas nie jest zapaleńcem sportów wodnych, szeroko tu praktykowanych, ale nie przeszkodziło nam to w doświadczaniu tego miasta. Spacery, zakupy, restauracje, gotowanie, kino („Gone girl” – dobre), jeden walking tour orientalny, panoramiczny widok ze szczytu stadionu (w 2010r. RPA gościła Mistrzostwa Świata Piłki Nożnej)…     Z „Dublińczyków” najbardziej mi się podobało posłowie, jednak (już to chyba mówiłam) nowelki to nie moja para kaloszy. Zamieniłam ich na bardzo ciekawie napisaną biografię J. D. Salingera, w stylu wielogłosowego wywiadu-rzeki J

Smocze Góry

Image
Zostaliśmy w Pretorii trochę przyziemnymi sprawami (załatwianie wiz, kurowanie się…), ale czekając, wyciskamy z RPA to, co najlepsze; a czy to gepardzie centrum, mina diamentowa czy czerwony autobus hop-on hop-off, to nie ma to najmniejszego znaczenia. Grunt, że zwiedzamy gruntownie i ekstensywnie; no i, że nam się podoba J Mamy już na szczęście własny samochód, więc podróżowanie nabrało innego wymiaru. Oczywiście Mąż prowadzi, ani mi się śni to robić po lewej stronie. Bóg mu w dzieciach wynagrodzi J A więc po paru zajętych załatwianiem spraw bieżących dniach (ostatnio nam się codziennie coś zmienia, więc nierzadko jest tak, że rezerwujemy bilety a potem trzeba np. sprawę bo to bo tamto odkręcać), o kursach on-line czy o przygotowywaniu się do następnych projektach nie wspominając (o tym później), wylądowaliśmy w Smoczych Górach (Drakensberg). Dramatyczne krajobrazy, czyste powietrze, wycieczki po górach, kuchnia bardziej domowa, swoboda poruszania, … i znów jest inaczej i n

O gepardach

Image
Dawno dawno temu pewien farmer w obronie swojego stada zabił gepardzią samicę. Osierociła ona dwa małe bezbronne gepardziątka, które wzięła z kolei pod swoją opiekę córka farmera – Ann. Tak powstało, zupełnie z prywatnej inicjatywy, gepardzie centrum pod Pretorią. Ann ma dziś 85 lat, jest krępą staruszką, która żwawo pogania personel, wciąż prowadzi jeepa i z pasją ratuje zwierzęta. Miejsce jest skrzyżowaniem pół otwartego zoo oraz centrum badawczego nad zwierzętami, głównie gepardami. Pracują tam – co ciekawe – głównie dziewczyny (wolontariuszki/stażystki), bo Ann twierdzi, że są bardziej matczyne. To zawsze podbudowujące widzieć, że istnieją inne modele życia niż 9-17. W centrum dowiadujemy się, że nieszkodliwie wyglądający ratel jest najbardziej niebezpiecznym zwierzęciem na świecie. I takie tam inne ciekawostki/anegdotki ze zwierzęcego życia J Spędzamy tam trzy godziny, na wycieczce są również cztery matki z czterema dorosłymi córkami – czyżby team-building? Bardzo

Droga czy cel?

Image
Wybraliśmy się na safari z Arturem i Kacprem. Kolejne safari nie wydawało mi się z początku jakimś super atrakcyjnym tematem, raczej chodziło o to, by dzień zapełnić. Ale okazało się, że self-drive (czyli sami sobie kierowcą i przewodnikiem) we własnym sosie był całkiem fajny J A słonie, żyrafy, zebry, nosorożce, hipopotami czy lwy (na wolności czy też pół wolności) – zawsze wzbudzają zachwyt połączony z wesołością! Cieszymy się jak dzieci gdy na „coś” się natykamy, są konkursy pod tytułem „kto pierwszy coś wypatrzy”, wygłupianie się do piosenek z początku lat 90’, a Kacper (lat 9) bezbłędnie rozróżnia zwierzęta, o których ja jeszcze pięć miesięcy temu w ogóle nie słyszałam… Zamiast być jakimś pasywno-konsumerskim dzieckiem z nastawieniem roszczeniowym, Kacper okazał się być bardzo ciekawym świata, otwartym, zatroskanym o własnego ojca („tata, ile masz na liczniku?”, „Tata, zatankuj”), aktywnym uczestnikiem wycieczki. Nie tylko więc zwierzęta robiły wrażenie

Jakarandowo

Image
Chciałam tu przyjechać już jakiś czas temu, ale sama się nie odważyłam. W przeciwieństwie do takiej Ugandy, w której żywej duszy nie znaliśmy, w RPA jest/będzie „rodzinnie”: Mąż ma w Johannesburgu kolegę ze studiów, w Pretorii mamy Magdę i Artura (Magda jest siostrą stryjeczną mojego Byłego Męża), a do Kapsztadu dojadą teściowa z szwagierką. Jest więc z kim jeździć na weekendy czy iść do restauracji. Czy Południowa Afryka to Afryka? Dla wielu RPA to nie Afryka. Rzeczywiście super drogi, połączenia kolejowe (= brak korków oraz smogu), niższe ceny (bo zwiększona konkurencja), sklepy zaopatrzone tak, że się w głowie przewraca, zachodnia architektura w miastach, fakt, że Biały człowiek nie wzbudza na ulicach wszechogarniającej ciekawości mogłyby to stwierdzenie podtrzymać. Z drugiej strony, slumsy i utrzymujący się pewien poziom zagrożenia przypominają o tym, że droga to tych, nazwijmy to, osiągnięć rozwoju, łatwa nie była/jest i kosztowała wiele krwi. Jesteśmy w Pretorii, inacze