Take your time. Nie śpiesz się.
Z życia w Libanie utkwił mi w pamięci obraz moich rodziców wstających wcześniej (pół godziny, godzinę), by w spokoju i bez nas wypić razem poranną kawę. Siadali na czymś à la rozkładane krzesło turystyczne na balkonie i sączyli tę kawę (wtedy rozpuszczalna Nesca). Podaję te szczegóły, by podkreślić, że nie to muszą być luksusy. To był ich czas, czas na planowanie dnia, na omawianie budżetu czy czego tam jeszcze – z imperium dorosłych, do którego dzieciarnia nie była dopuszczona. Chyba nawet im zazdrościłam tego i chciałam jak najszybciej dorosnąć, by być dopuszczona do tego grona dorosłych-siedzących-na-balkonie-pijących-kawę. Teraz, jako dorosła i mężatka, też kładę na to nacisk. Za nic na świecie nie daruję sobie porannej kawy, nawet jeśli mam lot w środku nocy. Zawsze wstanę wcześniej, by podumać o tym, co mnie danego dnia lub tygodnia czeka, o życiu. Nawet jeśli mam to robić z różnych powodów sama, wytrwam w tym postanowieniu, bo to dziedzictwo moich rodziców. W książk