Miodowo
A więc na „dni” miodowe (miesiąc to za dużo powiedziane), wybraliśmy się z Mężem (no tak, już „Mężem”) do Spa. W sensie miasta Spa, nie uzdrowiska. Niewiele osób wie, że nazwa „spa” wzięła się od belgijskiego miasta Spa, znanego królewskiego uzdrowiska, nieopodal granicy niemieckiej. Jedni jeżdżą na Seszele, my jeździmy do Spa J Na to całe Spa wpadłam przez przypadek przez Booking.com (nasz pierwszy wybór – nad morzem przy granicy francuskiej – był niedostępny), który mi nasz obecny pensjonat polecił gdy nota bene szukałam czegoś w Ardenach (bo zamiast o moczeniu się w wodzie myślałam o koniach). Zostańcie ze mną. Ale wyszło nadspodziewanie fajnie, bo Spa okazało się super położone, bardzo zielone, ciche, o czystym powietrzu i stylowej, uzdrowiskowej architekturze; przy czym pozwoliło nam obojgu poznać i polubić coś nowego (czemu ludzie się zawsze tak upierają przy znanym?!). Nasz pensjonat został całkowicie odremontowany w 2010r. przez parę Holendrów. Z okien pokoju w