Articles

Affichage des articles du juin, 2014

Miodowo

Image
A więc na „dni” miodowe (miesiąc to za dużo powiedziane), wybraliśmy się z Mężem (no tak, już „Mężem”) do Spa. W sensie miasta Spa, nie uzdrowiska. Niewiele osób wie, że nazwa „spa” wzięła się od belgijskiego miasta Spa, znanego królewskiego uzdrowiska, nieopodal granicy niemieckiej. Jedni jeżdżą na Seszele, my jeździmy do Spa J Na to całe Spa wpadłam przez przypadek przez Booking.com (nasz pierwszy wybór – nad morzem przy granicy francuskiej – był niedostępny), który mi nasz obecny pensjonat polecił gdy nota bene szukałam czegoś w Ardenach (bo zamiast o moczeniu się w wodzie myślałam o koniach). Zostańcie ze mną. Ale wyszło nadspodziewanie fajnie, bo Spa okazało się super położone, bardzo zielone, ciche, o czystym powietrzu i stylowej, uzdrowiskowej architekturze; przy czym pozwoliło nam obojgu poznać i polubić coś nowego (czemu ludzie się zawsze tak upierają przy znanym?!). Nasz pensjonat został całkowicie odremontowany w 2010r. przez parę Holendrów. Z okien pokoju w

Państwo Van R

Image
Tu słowa bynajmniej nie są potrzebne... 27.06.2014

Pytania o stres

Image
Zacznę od końca, czyli od opisu zdjęcia J nie zostało bynajmniej zrobione we Włoszech, lecz 300m od naszego domu. Caf é Italia pozostaje dla mnie miejscem zagadkowym. Jej główną klientelą stanowią mężczyźni w pewnej grupie wiekowej, którzy sprawiają wrażenie, że się znają od lat (powiedzmy, że tak od 50). Bardziej od kawiarni, jest to miejsce spotkań (zresztą bardzo ubogo wyposażone, co się trochę gryzie z tym czerwonym ferrari), kawa czy też piwo stanowią tam chyba tylko wymówkę, by razem pobyć, pogadać, pograć w piłkarzyki, w karty.  Bardzo chciałabym kiedyś pogadać z tymi starszymi panami, spytać się, co myślą o życiu czy też jak ich życie potraktowało, ale nie wiem czy się odważę ingerować w ich własną przestrzeń… Dość tej nieustającej gadaniny towarzyszącej nam od kilku tygodni; pytań o radzenie sobie ze stresem, które nas stresują jeszcze bardziej; nastawienia proaktywnego. Na kilka dni PRZED, stawiamy na tzw. „quality time”. Siedzenie w parku, pichcenie, skupienie

Uczenie się swahili w irlandzkim pubie przy belgijsko-rosyjskim meczu

Image
Powtarzam się, ale widocznie taki okres. Sprawy – najróżniejsze – zamiast się kurczyć, to się mnożą. Fryzjer, wieczór panieński, brunch z W., noc u teściów, chwila dla siebie (dłuższy spacer), popołudnie w Gandawie - to mój weekend. Brunch zasługuje na odrębny akapit bo takich jak W. to już nie robią. Nawet Narzeczonemu się podobał. Pracował w Afryce przez półtora roku i stał się dla nas niepodważalnym punktem odniesienia. Siedzieliśmy w ogródku, słońce grzało, otoczona dwoma wspaniałymi mężczyznami, było mi wspaniale J Stara Gandawa jest także miejscem godnym (wielokrotnego) grzechu. Nie znam jej jeszcze jakoś super dobrze, bo zazwyczaj zjawiam się tam tylko na parę godzin (odsyłam do Wikipedii), ale 1/ jest piękna, 2/ fajnie jest z jednego miasta przemieścić się do drugiego, w zasadzie tylko po to, by zobaczyć mecz – na szczęście dla tego kraju, Belgia wygrała J   A w pociągu z Gandawy do miasta B, pod koniec dnia, Narzeczony stwierdz

Coraz bliżej...

Image
Dostałam od wydawcy kopię bardzo pozytywnej recenzji mojej książki – to zawsze miłe, wiedzieć, że ktoś, gdzieś (a dokładniej w Kanadzie), przeczytał to, co wydałam, od deski do deski. Nie dość, że przeczytał, ale zrozumiał i docenił J Znów dużo spraw, od koncertów (np. „Requiem” M. Durufl é go w wykonaniu Brukselskiego Chóru Kameralnego) po notariuszy poprzez ambasadę Kenii oraz kibicowanie Mistrzostwom Świata. Mogłabym oczywiście sypać anegdotami, że np. N. kupił sobie na ślub niebieską koszulę z zielonymi guzikami, że notariusz stwierdził, że jesteśmy jak prawdziwi Belgowie (ponieważ jedno chce mówić po francusku, drugie po niderlandzku; no tak, ale ja jestem Polką), że wszędzie widzę figury retoryczne (skrzywienie zawodowe) – np. gdy Narzeczony mówi „ładny gol”, ja słyszę „ładny bramkarz”, że mam na ramieniu tatuaż zmywalny (pierwszy od ? lat) J Podejrzewam u nas lekki stan depresyjny, wynikający z ilości rzeczy, w które się rzucamy.  Aż wczoraj z tej depresji kolacj