Articles

Affichage des articles du novembre, 2014

Refleksyjnie

Image
Nasza afrykańska przygoda dobiegła końca. Jak wszystko co dobre, skończyło się, choć jak by na to nie patrzeć, jedne drzwi się zamykają, drugie otwierają. Wróciliśmy więc do europejskich korków, do zimna, do szarego nieba… Zdążyłam już nawet spędzić weekend we Francji, który trochę uratował sytuację, ale to w oddzielnym poście. Zdążyłam też nawet zgubić książkę („Lata z Laurą Diaz” C. Fuentesa) między pociągami… Przez pierwszy   tydzień chorowałam, przez drugi spałam. Kupiłam sobie więc serial telewizyjny „How I met your mother” oraz korektor pod oczy. Nadszedł czas podsumowań, choć nie spieszno nam za bardzo z tym… Zaraz znowu wyjeżdżamy na dwa tygodnie J

Podróż do XVII-go wieku...

Image
Wycieczka, która mi zapadnie w pamięć, to wypad do winnicy Vergelegen, w pobliżu XVII-sto wiecznego miasteczka zrobionego na holenderską modłę Stellenbosch. W degustacji wina udziału nie mogłam brać, więc o jakości wina nie mogę nic powiedzieć, ale sądząc po samej okolicy, to dałabym sobie za nie rękę obciąć. Miejsce jest… urzekające swoim pięknem, swoją prostotą, dostępnością i pomysłowością. Nie wiem ile tam jest hektarów, zresztą nie interesuje mnie też to, że tam bywali Clintonowie czy Nelson Mandela. Gdybym mieszkała w Kapsztadzie lub okolicy, jeździłabym tam co niedziela na brunch/piknik, długi spacer i quality time z rodziną (super plac zabaw dla dzieci też oczywiście jest) J To nie Afryka, to XVII-sty wiek. Albo to właśnie Afryka, jakiej nie znacie… http://www.vergelegen.co.za/Alpha/Page.php?Content_ID=1140000000&kw=gallery

Wokół Dobrej Nadziei

Image
Jak pisałam, z Kapsztadu jest bardzo łatwo wyskoczyć. „Na” Kapsztad też jest łatwo wskoczyć – na płaskowyż Table Mountain (Góra Stołowa) jest kolejka liniowa i stamtąd można jak na dłoni podziwiać całą okolice, zrobić sobie romantyczną kolacje, wspiąć się po pracy, by rozłożyć napięcie, itd. Wyskoczyliśmy do Camps bay, nad-oceanicznej dzielnicy Kapsztadu, w której jest tak pięknie, że bez problemu mogłabym się tam przeprowadzić, choćby jutro. Spokojna, super położona, nad plażą, z wieloma dobrymi restauracjami, choć nie kiczowato-turystyczna.  Ogólnie moja stopa życiowa podniosła się – w domu nie mam zdalnie sterowanego światła ani klimatyzacji, nie mam wanny na środku pokoju oraz nie jeżdżę Hondą ix35 J Udaliśmy się też do Przylądka Dobrej Nadziei, ciekawa wycieczka ze względu na sam obiekt jak i na drogę (wzdłuż oceanu) i na napotkanych po drodze ludzi. Mijamy plaże surferów i hipisowskich klimatów, plaże pingwinów (na zdjęciu!), delfinów i wielorybów, niezliczo

Kapsztad

Image
Jeśli ktoś twierdzi, że Afryka jest “prymitywna”, albo nigdy nie był w Kapsztadzie, albo o tym przechodzącym z rąk do rąk mieście  (naleciałości portugalskie, angielskie, francuskie, holenderskie)  nigdy nie słyszał. Kapsztad okazał się być pięknym i pięknie między górami a oceanem położonym, kosmopolitycznym, bogatym, ciekawym, tętniącym życiem miastem. Przede wszystkim, co jest dość frapujące w Afryce subsaharyjskiej - białym. Co prawda też jest kolorowym, ale w sensie multi-culti, nie czarnym. Kapsztad ma wszystko: kulturę, historię, przyrodę, pogodę i spokojnie można tu spędzić dwa tygodnie codziennie robiąc/zwiedzając inną rzecz. A przyjazd teściowej i szwagierki uzmysłowił nam tylko jak bardzo wrośliśmy się w krajobraz J czy my też byliśmy, niespełna pięć miesięcy temu, tacy zieloni, nieostrożni i niedoświadczeni? http://pl.wikipedia.org/wiki/Kapsztad