Articles

Affichage des articles du novembre, 2015

Powroty

Image
Ostatnie dni spędziłam w Lizbonie zaczytując się Murakamim. I jedno i drugie już znałam, ale najwidoczniej był czas na ponowne ich odkrycie J W Lizbonie byłam pierwszy raz 5 lat temu. Nie ujmując nic gościnności Annie Dz., którą odwiedzałam, nie byłam wtedy w najlepszym miejscu, metaforycznie rzecz ujmując. Pogoda była średnia, czułam się samotna i płakałam w Oceanarium. Dlatego też nie kojarzyła mi się najlepiej i zawsze wolałam Porto. Klub Książki zaproponował „1Q84”, ja nie miałam obiekcji. Czytałam coś kiedyś i nie pamiętam by mi się nie podobało. Pożyczyłam więc z biblioteki i… przeczytałam prawie 500 stron jednym ciurkiem. Niestety teraz muszę lecieć po kolejne dwa tomy J W Portugalii jestem szósty raz w przeciągu ostatnich sześciu lat. Kocham i Mąż się też, przeze mnie, zakochał. Wracamy za rok, oczywiście. Wątek Ań się też utrzymał, spotkawszy przez przypadek Annę B. i jej męża, z którymi spędziliśmy bardzo miłe popołudnie. Jednak

Celebracja życia

Image
W obliczu tego wszystkiego co się na świecie dzieje i czego tu komentować nie będę, postawiłam na celebrację życia, kulturę i podróże (nie mówiąc o moim kolejnym przeziębieniu, jako że system odpornościowy mam w tej chwili zerowy). Skończyłam czytać Borisa Viana (jakoś tytuł „Piana dni” nie przechodzi mi przez klawiaturę), zaczęłam Murakamiego („1Q84”) i śni mi się Japonia (ale będzie musiała z 1-2 lata jeszcze poczekać) a dziś wieczorem idę z grupą portugalską na „1001 nocy”, co będzie niezłym przygotowaniem językowym do naszego wyjazdu do Portugalii J Na talerzu więc czytanie, pisanie i przygotowywanie się do kolejnych wyjazdów. Jestem gotowa na wszystko!

Jak Frankenstein

Image
W związku z nadmiarem wrażeń i moim szamotaniem się, uciekłam z Małą z miasta do miasteczka, czyli od siebie do teściów. Zawsze miałam szczęście do teściów – zajmują się mną i Małą z przyjemnością, a teściowa nawet wstaje w nocy, by ją nakarmić i przewinąć (w łóżeczku turystycznym Mała leży prawie na poziomie podłogi a ja przynajmniej w teorii nie powinnam się zginać w pół, więc Mała mnie budzi a ja budzę teściową). Inne atrakcje to ekspresowy przyjazd na weekend mojej mamy (nic tylko być operowanym, nawet po porodzie nie cieszyłam się taką atencją!! ale to akurat przypadkowa zbieżność w czasie) oraz zarejestrowanie związku partnerskiego przez jednych z naszych lepszych znajomych (bardzo fajna francusko-irlandzka parka, ale jednak dla nas wieczorne wyjście na ich imprezę to w tej chwili ewenement).  Wróćmy do mojej mikro-przeprowadzki. Nie chodziło mi o to, co można dla mnie zrobić, ale o to, czego ja nie będę musiała robić – jednak w domu jest ZAWSZE coś do zrobienia, chocia

Dochodzę do siebie w kawiarni…

Image
…tym razem zamiast kawy, zielona herbata. Choć to dopiero środa, tydzień na pewno przejdzie do historii jako ekstremalny, jako że i zmęczenie przeogromne i mętlik w głowie. Pooperacyjny ból mnie trzyma mocno. Staram się wszystko do minimum ograniczać, dużo spać i unikać leków, ale jednak zawsze jest coś do zrobienia, małą trzeba jednak nakarmić/odbić/przewinąć (gdy wierzga nóżkami dostaję w brzuch – idealna odległość), podnieść coś z podłogi… Na dodatek, znów kaszle, więc noce są super ciężkie, bo kaszel się pogarsza gdy leży na plecach, i na przykład nie pozwala jej (i nam, albo mi) spać między 4 a 6:00 lub między 01:30 a 4… Ale jak napisałam – tydzień ekstremów, bo mimo wszystko nigdy nie miałam tyle pomocy na raz (Mąż pomaga więcej, teściowa opiekuje się dzieckiem, a gdy dziecko śpi, to sprząta i np. prasuje do 22:30; a dziś jest i pani do sprzątania i teściowa – więc pełnia szczęścia; w piątek przylatuje moja mama). A więc na zasadzie natura nie lubi próżni – ból fizyczny