Franio

O Twoich narodzinach dowiedziałam się smsem. Urodzony 4 lipca 2012, w amerykańskie święto. Bodajże kilka dni przed terminem ; ciąża bezproblemowa. Jakoś koło 6:30 obudził mnie brzęczyk telefonu obok poduszki. Początkowo pomyślałam, że to budzik, a tu niespodzianka – powitał mnie MMS o treści „Bonjour, tante Tina” (Dzień dobry, ciociu Tino) i zdjęcie kilkugodzinnego malucha, z pieluszką tetrową naciągniętą na głowę, i otwartymi oczami ozdabiającymi twarz. To było jedno z najmilszych powitań! Poleciałam do cukierni i kupiłam dwa ciasta by z tej okazji przynieść do pracy. Radość i duma z pierwszego wnuczka w obu rodzinach, pierwszego bratanka. Z racji tego, że mieszkam zupełnie gdzieindziej, śledziłam Twój rozwój zdalnie – zdjęcia, telefony. 

W trzecim tygodniu życia, okazało się, że jak rodzice – jesteś alergikiem i że masz AZS (atopowe zapalenie skóry), choroba, która bardzo uprzykrza życie, ale która się i tak okaże wakacjami w porównaniu do tego, co miało nastąpić niespełna kilka miesięcy później. Pamiętam filmik – dziesięciomiesięczny bobas stoi w łóżeczku i buja się na nogach, a pół głowy ma zabandażowanej: rozdrapałeś sobie jakąś rankę przy uchu i złapałeś jakąś infekcje. Ale, oprócz tego, byłeś idealny.

Potem, w okolicach Twoich pierwszych urodzin, coś się zaczęło nagle chrzanić, nie znam wszystkich szczegółów, ani terminów medycznych – nie było mnie na miejscu, ale też nie miałam takiej potrzeby – ważne było to, że coś było bardzo nie tak. Pamiętam, że wtedy, po raz drugi raz w życiu, po prostu wstałam zza biurka w pracy i wyszłam, a było coś koło 15.00. To coś to złośliwy nowotwór mózgu, u trzynastomiesięcznego dziecka! Operacja – jedna, druga, … w sumie było ich dwanaście. Chemia, radio. Wydawało się, że skoro się robi wszystko i podręcznikowo, to powinno być dobrze. Niestety, po jakimś czasie pierwszy nawrót. Leczenie przerwane ze względu na komplikacje pooperacyjne i powikłania po chemiach. Intensywna rehabilitacja. Twoja mama już dawno przestała pracować by w pełni móc się poświęcić tylko Tobie – trzeba było Cię wozić od lekarza do lekarza, od szpitala do szpitala, fundacja, rehabilitacja, konsultacje. Rak i AZS. I tak przez trzy lata. 

Skończyłeś pięć lat, urodził Ci się między czasie braciszek. Niestety usłyszeliśmy „Wznowa! Guz odrósł, duży, naciekający na rdzeń kręgowy”. Rozpoczął się wyścig z czasem: operacja neurochirurgiczna, chemioterapia i ponowna radioterapia. Dom w szpitalu, szpital w domu. Twoje wycieńczające powtórne leczenie nie zdążyło się zakończyć, gdy w marcu 2018 roku Twoja mama wyczuła powiększony węzeł chłonny pod pachą. Zdiagnozowano u niej rak piersi potrójnie ujemny z przerzutami do węzłów chłonnych.

Wydaje mi się że u Ciebie był jeszcze czwarty nawrót. Pożegnanie się ze szpitalem. Hospicjum zorganizowano u Twojej babci. Stopniowo Twój stan zdrowia się pogarszał. Twój tata był rozdarty między zarabianiem pieniędzy, opieką nad drugim, kilkumiesięcznym synkiem a Tobą i Twoją mamą. Sam jest chory. Kończył jeszcze pracę magisterską.

Opowiadano mi, że mimo wszystko, dużo dobroci od strony ludzi, nawet nieznanych, Cię spotkało. Wiem, że jednym z Twoich marzeń było przylecenie do Belgii, do Elianki – ale niestety latać nie mogłeś. Elianka w grudniu przyleciała do Ciebie. Już wtedy ”tylko” leżałeś – w sensie nie chodziłeś, ale mówiłeś, byłeś świadomy i manualnie sprawny (puzzle, obsługa tabletu). Był z Tobą kontakt. Braciszek skończył dwa latka i wydano wielką imprezę, również na Twoją cześć, przesuwać Twoje siódme urodziny o pół roku.

Niestety rak się rozprzestrzeniał. Postawa otaczających Cię ludzi już się dawno zmieniła: z uratowania Cię za wszelką cenę chciano po prostu byś nie cierpiał. Mimo to nadzieja przeplatywała się ze strachem i niedowierzaniem. 
Końcówka rozegrała się w ostatnim tygodniu stycznia. W poniedziałek 28/01/2019 rano wypchnąłeś jeszcze tatę by poszedł się obronić, co uczynił z sukcesem. Mówiłeś o byciu gotowym na odejście z aniołkiem. Wiedziałeś, że odchodzisz. Popołudniu już za Ciebie oddychała pompa. Lekarz powiedział, że możesz nie przeżyć nocy. Przeżyłeś, ale od wtorku byłeś już nie świadomy. Powoli, jedna za drugą, wszystkie „funkcje życiowe” przestawały pracować. Patrzono na Ciebie jak powoli i po cichu umierałeś i niczego nie można było zrobić. 

O Twoim odejściu dowiedziałam się – tak jak w przypadku Twoich narodzin – smsem. Ania, moja najstarsza przyjaciółka, która mnie i Twojego tatę zna dosłownie od urodzenia, napisała w sobotę rano „Już wiem”. 

Pod jej wiadomością, dwa słowa od mojej mamy: „Franio umarł”. Miał sześć i pół roku.

Nie mogę uwierzyć w to co się wydarzyło, choć praca nad książką koleżanki, która także straciła dziewczynkę urodzoną kilka miesięcy przed Tobą, pomogła mi trochę lepiej ogarnąć temat. Franio, z racji odległości geograficznej, nie widywałam Cię często ale często o Tobie i o Was myślałam. Zwłaszcza odkąd sama stałam się mamą. Nasze „problemy” typu do której szkoły zapisać dziecko, gdzie jechać na wakacje, czy narty, czy kuce, czy to czy owo, okazują się de facto tylko naszymi problemami.

Twój tata mówi, że pochowają Cię obok Twojej prababci, a nad Tobą będzie chciała być pochowana Twoja mama. Nie będziesz sam. I obiecuję Ci, że Twój braciszek przyleci do Elianki. Za Ciebie.

Franciszek Mouneimné
04.07.2012 – 02.02.2019





Commentaires

Posts les plus consultés de ce blog

Bliska wypaleniu, ukrywam się w poczekalni u ginekologa…

Fakty

Naprawiacz kobiet